sobota, 12 stycznia 2013

2. Mango


Dochodziła godzina osiemnasta, kiedy Abigail razem z Austinem dojechali wraz z matką pod jej dom. Chłopak z pochmurną miną wysiadł z auta, otworzył bagażnik i mozolnie zaczął wyciągać z niego walizki. Abbie, w przeciwieństwie do brata, humor jak najbardziej dopisywał i mimo, że już bardzo tęskniła za Los Angeles to starała się robić dobrą miną do złej gry. Do tego za dwie godziny była umówiona z Ruby, której nie widziała od przeszło pół roku. Co więcej, przyjaciółka obiecała zabrać dziewczynę na imprezę mającą na celu pożegnanie wakacji. Organizowana była ona przez chłopaka, który nazywał się Liam Manson -  ponoć słynął z hucznych domówek, takich, jakie Abigail zawsze uwielbiała.
Widząc, jak Austin męczy się z jedną ze swoich walizek zaśmiała się i spojrzała na niego z politowaniem. Co jak co, ale brat Abigail miał zdecydowanie więcej rzeczy on niej samej. Gdy już weszli do środka dziewczyna poczuła przyjemny zapach ciasta bananowego, które Liz zawsze piekła im na powitanie. Był to niemal rytuał. Zanim kobieta wyjechała na lotnisko by odebrać dzieci wyjmowała ciasto z piekarnika, a gdy tylko wchodzili do domu siadali przy stole i zjadali wszystko co do ostatniego okruszka. Tym razem Austin jednak zaniechał tradycji, gdyż zamiast do kuchni, skierował się do swojego pokoju.
-Przejdzie mu – powiedziała Abigail widząc zasmuconą twarz matki.
-Myślałam, że to ty będziesz miała większe problemy z pogodzeniem się z wyprowadzką – powiedziała szczerze Liz. Abbie tylko wzruszyła ramionami i zajęła się konsumpcją kolejnego kawałka ciasta.

~*~

Blondynka stała przed lustrem poprawiając rękami swoje gęste, kręcone włosy. Wyglądały tego dnia dokładnie tak, jak powinny. Abigail założyła na siebie swoją ulubioną, obcisłą małą czarną oraz trampki, które na tego typu imprezy nadawały się znacznie lepiej niż szpilki. Dziewczyna nigdy nie rozumiała nastolatek ubierających obcasy na domówki. W końcu nie było to spotkanie przy ciastku i gorącej czekoladzie, ale raczej zbiorowe picie alkoholu i przede wszystkim tańczenie, a wiadomo, że po kilku piwach trudno jest utrzymać równowagę nawet na płaskich podeszwach.
Kiedy Abigail usłyszała dzwonek do drzwi zarzuciła jasny sweterek na plecy, do ręki chwyciła małą torebkę na najniezbędniejsze rzeczy i zeszła na dół. Ruby czekała na nią już w salonie i gdy tylko ich oczy się spotkały rzuciły się sobie w ramiona.
-Tyle mam ci do opowiedzenia! – Westchnęła przejęta rudowłosa gdy wraz z przyjaciółką znalazły się na chodniku.
I zaczęło się. Ruby była chyba najbardziej gadatliwą osobą, jaką Abigail kiedykolwiek znała. Nawet jej najlepsza przyjaciółka z Los Angeles Tara, która słynęła z gadulstwa, nie miałaby szans z rudowłosą, gdyby stanęły do pojedynku o to, kto dłużej będzie prowadził monolog.
-Wiem, że poszło mi świetnie – przerwała Ruby – ale przecież wszyscy są na swój sposób dobrzy – westchnęła. –To tylko świąteczny koncert, ale w końcu tutaj aż roi się od łowców talentów. Każda okazja się liczy!
-Jeśli będziesz naprawdę bardzo dobra, to nie potrzebny ci żaden koncert – zaśmiała się Abigail a rudowłosa zawtórowała przyjaciółce, mimo, że dalej bardzo zależało jej na występie.
Zbliżała się już dwudziesta, kiedy dziewczyny doszły do miejsca, w którym miała odbyć się impreza. Oczywiście wiele osób bawiło się już w najlepsze, jednak Ruby wyznała, że sporo nastolatków ma się dopiero zjawić. Przyjaciółki udały się w stronę altany i zajęły miejsce na ławce obok niewielkiego stolika, który cały obłożony był pustymi jednorazowymi kubeczkami. Ruby wyciągnęła z torby trzydziestoprocentową wódkę o smaku mango i pomachała nią Abigail przed nosem, na co blondynka szeroko się uśmiechnęła.
-Można to potraktować jako powitanie w Nashville. – Powiedziała rudowłosa sięgając po sok pomarańczowy, który wcześniej ustawiła na stole. – Oczywiście, to jeszcze nie wszystko. Jak tylko przyjdzie więcej ludzi, postaram się załatwić nam szampana. W końcu trzeba świętować kulturalnie i z klasą – zaśmiała się dźwięcznie Ruby, a Abbie klasnęła w dłonie dając swojej przyjaciółce znak, że czas zacząć zabawę.

~*~

Po wypiciu kilku dużych łyków wódki i zapiciu ich sokiem butelka była całkowicie pusta. Abigail czuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele i wiedziała, że gdyby tylko próbowała wstać miałaby z tym nie lada problem. Ruby, tak jak wcześniej powiedziała, załatwiła dla dziewczyn również szampana, którego wypiły jeszcze szybciej, niż wcześniejszy trunek.
Muzyka dudniła w uszach blondynki, a świat wokół niej zaczynał wirować. Uwielbiała to uczucie. Chciało jej się śmiać, skakać i piszczeć z radości. Ludzi zebrało się już tak dużo, że trudno było znaleźć sobie wolną przestrzeń, nawet na ławce, na której razem z Ruby siedziały od początku imprezy zaczynało robić się niewygodnie.
Abigail bez słowa podniosła się z miejsca i zaśmiała sama do siebie czując, że zaraz runie na ziemię. Nie stało się to jednak, więc blondynka zaczęła iść przed siebie dziarskim krokiem co chwilę mijając obściskującą się parę, lub kogoś w jeszcze gorszym stanie niż ona sama. Wejście do domu było zablokowane, więc nie wiele myśląc dziewczyna udała się w stronę największego tłumu. Nie można już tego było nazwać tańcem – każda osoba po prostu skakała w rytm muzyki obijając się co jakiś czas o kogoś innego. Skojarzyło się to Abigail z koncertem rokowym, na co donośnie się zaśmiała nie zważając na to, czy ktoś się na nią patrzy. W końcu była pijana, tak jak wszyscy inni dookoła niej.

~*~

Impreza trwała w najlepsze. Justin spojrzał na swojego przyjaciela Liama, organizatora domówki, leżącego na trawie z błogim uśmiechem na twarzy. Brunet sam był już po kilku piwach, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że prezentuje się dużo lepiej niż Manson. Wstał w końcu z kanapy i wyszedł na zewnątrz. Czuł się już na tyle dobrze, że mógł w końcu zająć się zabawą a przede wszystkim, jak na niego przystało, znalezieniem nowej partnerki. O Jessice zapomniał już po pierwszym piwie, kiedy patrzył się na dziewczyny wchodzące na podwórko jego przyjaciela.
Rozejrzał się dookoła starając się skupić na jednej konkretnej osobie, jednak po takiej ilości alkoholu wiadome było, że nie będzie to do końca możliwe. Podszedł więc do pierwszej lepszej dziewczyny odstającej od grupy. Przyjrzał jej się dokładniej dopiero wtedy, kiedy znalazł się już całkowicie blisko. Szczupła, wysoka blondynka o kręconych, długich włosach. Ubrana była dość skąpo, co jak najbardziej przypadło brunetowi do gustu. Dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę z obecności Justina i uśmiechnęła się szeroko w stronę chłopaka. Widział po jej oczach, że podobnie jak on, nie jest już trzeźwa – było mu to jak najbardziej na rękę.
-Znamy się? – Zapytała blondynka, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Chyba nie mieliśmy okazji – brunet odwzajemnił uśmiech dziewczyny. Czuł, że szybko musi sobie kogoś znaleźć, ponieważ hormony dawały mu się jak najbardziej we znaki.
-Abigail – powiedziała dziewczyna wyciągając rękę w stronę Justina. Chłopak chwycił dłoń blondynki i przyciągnął ją do siebie składając namiętny pocałunek na jej ustach. Trwało to zaledwie kilka sekund ponieważ dziewczyna szybko odsunęła się od Justina i posłała mu przepraszające spojrzenie, po czym oddaliła się od chłopaka chwiejnym krokiem. Brunet przypatrywał się jej jeszcze przez chwilę, a kiedy Abigail zniknęła z jego pola widzenia zaklął pod nosem i poszedł w drugą stronę rozglądając się na boki. Kiedy zobaczył Veronicę, dziewczynę, przez którą Jessica z nim zerwała, bez wahania podszedł do niej i objął ją w pasie. Blondynka zaraz po tym, jak zorientowała się, że Justin składa krótkie pocałunki na jej szyi chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę głównego wejścia do domu Liama.

~*~

Abigail miała duże szczęście, że jej matka była ogromnym śpiochem i przeważnie już od godziny dziesiątej leżała w łóżku jak zabita. Blondynka weszła po cichu do kuchni i zapaliła światło. Kiedy w końcu znalazła małe pudełeczko z witaminą C uśmiechnęła się sama do siebie. Wysypała sobie trzy tabletki na rękę i zapiła wodą. Był to jej stary sposób na zwalczenie kaca. Duża ilość witaminy sprawiała, że budziła się rześka, jakby nic wcześniej nie wypiła, podczas gdy większość osób na następny dzień przeżywała katusze.
Udała się do swojego pokoju i bezwładnie opadła na łóżko. Leżąc na pościeli niezdarnie ściągnęła z siebie sukienkę wyginając się przy tym w każdą możliwą stronę. W pokoju panował zaduch, dziewczyna budziła się regularnie co kilkanaście minut, jednak jej ciało było zbyt obolałe, żeby mogła wstać i otworzyć okno. Przeżywała to już nie raz w tym ocieplanym z każdej strony drewnianym domu, jednak Liz się tym zachwycała, więc dziewczyna ani razu nie skomentowała duchoty, jaka przeważnie panowała w środku – szczególnie w wakacje.
Na następny dzień zaczynała się szkoła. Na całe szczęście Abigail miała spędzić w niej już ostatni rok. Czasami żałowała, że wybrała klasę, w której będzie musiała uczyć się przez rok dłużej, ale być może miało wyjść jej to na dobre. W końcu gdyby skończyła szkołę tak jak większość osób w Stanach, to musiałaby prędzej udać się do szkoły wyższej, co nieco ją przerażało, gdyż nie miała pojęcia, co będzie robić w życiu. Czasami wydawało jej się, że skończy jako pracownik w McDonald’s albo KFC, co zapewne na początku byłoby zabawne, ale potem przeistoczyłoby się w istny koszmar.
Kiedy zadzwonił budzik nastawiony na godzinę siódmą blondynka niechętnie rozchyliła powieki i z rezygnacją sięgnęła po telefon leżący na szafce nocnej. Wyłączyła alarm i westchnęła cicho. Miał to być dopiero pierwszy dzień, a już czuła ogromną niechęć. Przez następne kilka miesięcy miała wstawać wcześnie rano i użerać się z nauczycielami, których jeszcze nawet nie poznała, ale znając jej mentalność i charakter pewnie szybko popadnie z nimi w liczne konflikty. Abigail nie była nigdy złą uczennicą, ale nigdy też się nie wybijała, nie była arogancka w stosunku do starszych, ale za to potrafiła dość dobitnie wyrazić swoje zdanie na jakiś temat i nie z godzić się czymś powiedzianym przez nauczyciela – dlatego właśnie narażała się na złowrogie spojrzenia ze strony profesorek i profesorów. Jedyna rzecz, na jaką miała nadzieję, było poznanie nowych, fajnych osób, z którymi mogłaby się trzymać. Na imprezie u Liama nie poznała nikogo interesującego, a po dość niedorzecznym incydencie z brunetem, którego nawet nie znała, blondynka bawiła się jedynie w towarzystwie Ruby.
Abigail zeszła na dół. W kuchni panowała niemal idealna cisza. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy rozkoszując się spokojem. Trwało to zaledwie kilka sekund, gdyż do pomieszczenia wmaszerował Austin.
-Mógłbyś się czasem ciszej zachowywać. – Mruknęła pod nosem blondynka, na co brat odpowiedział jej ironicznym uśmiechem, co tylko ją zdenerwowało. – Kretyn – dodała po chwili.

~*~

Od autorki: wybaczcie, że tak długo zajęło mi dodanie rozdziału, ale biłam się z własnymi myślami dotyczącymi prowadzenia tego bloga. Zdecydowałam jednak, że na pewno mi to nie zaszkodzi, więc mogę spróbować. Nie chcę, aby to opowiadanie było długie, jest to po prostu coś, co piszę sobie na boku wyłącznie dla własnej satysfakcji. Dziękuję za komentarze, czekajcie cierpliwie na następny rozdział!